Góry Rodniańskie – wejście na Pietrosul

Kładliśmy się spać w minorowych nastrojach. Nic nie wskazywało na to, że jutro rano będziemy mogli ruszyć na szlak. Przez cały dzień na niebie unosiły się wielkie szare chmury, z których co chwila siąpił deszcz a prognozy na następny dzień nie były optymistyczne. Byliśmy naprawdę przybici, bo po zobaczeniu najwyższego szczytu Gór Rodniańskich z miejscowości Borsa naprawdę napaliliśmy się na jego zdobycie. Góra prezentowała się majestatycznie i groźnie, wyglądając co chwila swoim ośnieżonym wierzchołkiem zza ciężko przewalających się po niebie chmur. Wyglądała tak, jak powinna wyglądać góra, która rozbudza wyobraźnię i motywuje do działania.

Pomimo braku raków byliśmy bardzo zdeterminowani aby spróbować naszych sił na szlaku, z założeniem, że jeśli będzie zbyt ślisko to ze skruchą się wycofamy. Już raz zaliczyłem około pięciometrowy zjazd na dupie po oblodzonych kamieniach i zdecydowanie nie chciałbym tego powtarzać.

Budziki ustawione na wschód słońca. Jeszcze paciorek za dobrą pogodę i można się kłaść. Jak już się domyślacie, kiedy rano otworzyliśmy oczy i wyjrzeliśmy przez okno, naszym oczom ukazało się krystalicznie czyste niebo bez choćby najmniejszego baranka czy smugi. Ruszamy na szlak!

Droga (prawie) na sam szczyt

Mapę gór Rodniańskich zdobyliśmy poprzedniego dnia u naszej gospodyni. Szybko opracowaliśmy trasę jaką chcemy przejść. Nie byliśmy jednak pewni do jakiego momentu będziemy mogli dojechać samochodem. Niebieski szlak wiedzie od samej Borsy aż na szczyt, a po drodze mija się stację meteorologiczną. Zapytaliśmy więc naszej gospodyni, do którego miejsca można dojechać samochodem. Kobieta popatrzyła na mapę, spytała czy mamy 4×4 i powiedziała, że spokojnie do stacji meteorologicznej dojedziemy. Ha! – pomyśleliśmy – fantastycznie, droga spod stacji na szczyt to tylko niewielka część całej trasy, przynajmniej tak wynikało z mapy. Może zdążymy oblecieć jeszcze okoliczne szczyty – myśleliśmy.

Nic bardziej mylnego! Kilka kilometrów po wyjechaniu z miasta droga zaczęła robić się co raz bardziej ryzykowna. Duże głazy, spore ekspozycje. Może dalibyśmy radę, a może nie. Woleliśmy jednak nie przekonywać się, że rady nie damy, więc w pewnym momencie postanowiliśmy pozostawić samochód przy szlaku i ruszyć dalej pieszo jak na prawdziwych turystów górskich przystało.

Nasza decyzja szybko okazała się słuszna. Po kilkuset metrach minęliśmy szlaban ze znakiem zakazu wjazdu, a po niespełna godzinie marszu na drodze pojawiły się wielkie zaspy śniegu. Bez szans na przejechanie czymkolwiek innym niż skuterem śnieżnym.

Spotkanie na szlaku

Na szlaku byliśmy zupełnie sami. Rozkoszowaliśmy się walką zimy z wiosną, która tutaj, w dolnych partiach Gór Rodniańskich wyglądała spektakularnie. Na nasze szczęście wiosna była w ofensywie, a zima chcąc nie chcąc powoli ustępowała jej pola. Wiedzieliśmy jednak, że do szczytu daleka droga a warunki na pewno ulegną zmianie. Cały czas towarzyszyły nam ciepłe promienie porannego słońca. Musieliśmy zdjąć kurtki i dalej maszerowaliśmy tylko w bieliźnie termicznej. Ponieważ nasze tempo było nieśpieszne i przerywane licznymi przystankami na sesje fotograficzne szybko poczuliśmy czyjś oddech na plecach.

Dana, Istvan i Attila, którzy nas dogonili, nieśli na plecach wielkie skiturowe narty a ich tempo było godne pozazdroszczenia. Wiedzieliśmy, że nie nadążymy z utrzymywaniem ich tempa, więc umówiliśmy się, że złapiemy się przy stacji meteorologicznej. Jak się miało później okazać,  to spotkanie na szlaku miało być tylko początkiem naszej znajomości, ale o tym napiszemy następnym razem. A teraz, niech przemówią fotografie!

Niebieski szlak prowadzący na Pietrosul aż od miasta Borsa. Na początku

Niebieski szlak prowadzący na Pietrosul aż od miasta Borsa. Na początku dominowała zieleń, która wraz ze zdobywaniem wysokości zaczęła ustępować śnieżnej bieli. W prawym dolnym rogu: droga, którą mieliśmy dojechać samochodem do stacji meteorologicznej. Nasza gospodyni zapomniała, że nasz samochód nie jest wyposażony w gąsienice śnieżne

Stacja meteorologiczna u podnóża szczytu. Zabawa dopiero się zaczyna!

Stacja meteorologiczna u podnóża szczytu. Zabawa dopiero się zaczyna!

Od lewej: Attila, Istvan i Dana. Nasi znajomi poznani na rodniańskim szlaku.

Od lewej: Attila, Istvan i Dana. Nasi znajomi poznani na rodniańskim szlaku

Z lewej: Istvan wchodził na Pietrosul wielokrotnie. Robi to tak często, że nawet nie zabiera ze sobą nart. Zostawia je w stacji meteorologicznej której jest stałym bywalcem. Prowadzi całą ekspedycję Z prawej: takie widoki rozciągają się ze żlebu, którym wchodzi się na szczyt

Z lewej: Istvan wchodził na Pietrosul wielokrotnie. Robi to tak często, że nawet nie zabiera ze sobą nart. Zostawia je w stacji meteorologicznej której jest stałym bywalcem. Prowadzi całą ekspedycję
Z prawej: widok ze żlebu, którym wchodzi się na szczyt

Pogoda jak na zamówienie

Pogoda jak na zamówienie

Góry Rodniańskie w wiosenno-zimowej oprawie są naprawdę piękne

Góry Rodniańskie w wiosenno-zimowej oprawie są naprawdę piękne

Nie zazdrościliśmy naszym nowo poznanym znajomym ciężaru, który musieli nosić. Te narty muszą ważyć tonę! Nie wspominając o butach narciarskich, w których wchodzili!

Nie zazdrościliśmy naszym nowo poznanym znajomym ciężaru, który musieli nosić. Te narty muszą ważyć tonę! Nie wspominając o butach narciarskich, w których wchodzili!

Narada podczas której Istvan objaśnia Danie i Attiemu drogę, którą będą zjeżdżać ze szczytu

Narada podczas której Istvan objaśnia Danie i Attiemu drogę, którą będą zjeżdżać ze szczytu

Istvan to prawdziwy harpagan, ciśnie do przodu jak lokomotywa! :)

Istvan to prawdziwy harpagan, ciśnie do przodu jak lokomotywa! :)

Dominika zwyczajowo zamykała stawkę ;) Tutaj jeszcze zadowolona. Nie wiedziała co czeka ją za kilkaset metrów!

Dominika zwyczajowo zamykała stawkę ;) Tutaj jeszcze zadowolona. Nie wiedziała co czeka ją za kilkaset metrów!

Gdybyśmy nie spotkali Istvana, Attiego i Dany nie weszlibyśmy na szczyt. Szlak był totalnie zasypany przez śnieg. Istvan znał drogę na pamięć

Gdybyśmy nie spotkali Istvana, Attiego i Dany nie weszlibyśmy na szczyt. Szlak był totalnie zasypany przez śnieg. Istvan znał drogę na pamięć

Ta małą kropka na białym tle to Dominika. W oddali widać stację meteo

Ta małą kropka na białym tle to Dominika. W oddali widać stację meteo

Lider naszego wejścia Istvan - bez niego nic byśmy nie wskórali

Lider naszego wejścia Istvan – bez niego nic byśmy nie wskórali. Istvan uprawia wszystkie sporty o jakich mogliście słyszeć, a w wolnych chwilach pomaga rumuńskiemu odpowiednikowi GOPRu

Zadanie lidera nie było łatwe. Musiał przebijać się przez skorupę śnieżną, rzeźbiąc stopnie dla pozostałych uczestników marszu

Z lewej: zadanie lidera nie było łatwe. Musiał przebijać się przez skorupę śnieżną, rzeźbiąc stopnie dla pozostałych uczestników marszu Z prawej: Dana nie ustępowała chłopakom ani na krok!

Jeszcze tylko kilkaset metrów!

Jeszcze tylko kilkaset metrów!

Na zdjęciach trudno oddać ekspozycję stoku, ale zwróćcie uwagę na to, w jakiej pozycji stoi Dominika na zdjęciu po prawej. Było naprawdę stromo!

Na zdjęciach trudno oddać ekspozycję stoku, ale zwróćcie uwagę na to, w jakiej pozycji stoi Dominika na zdjęciu po prawej. Było naprawdę stromo

Ten uśmiech mówi wszystko ;)

Ten uśmiech mówi wszystko ;)

Dana zmęczona ale szczęśliwa :)

Dana zmęczona ale szczęśliwa :)

Szczyt już tuż tuż. Z wypłaszczenia przed wierzchołkiem rozciąga się wspaniały widok

Szczyt już tuż tuż. Z wypłaszczenia przed wierzchołkiem rozciąga się wspaniały widok

Chłopaki podczas drugiego zjazdu (tak, weszli dwa razy!) startowali z tego nawisu za którym rozpościerała się ściana o niemal pionowej ekspozycji

Chłopaki podczas drugiego zjazdu (tak, weszli dwa razy!) startowali z tego nawisu za którym rozpościerała się ściana o niemal pionowej ekspozycji

Końcowe podejście jest relatywnie płaskie i zajmuje tylko kilka minut

Końcowe podejście jest relatywnie płaskie i zajmuje tylko kilka minut

Ciężko było nacieszyć oczy takim widokiem

Ciężko było nacieszyć oczy takim widokiem

Dominika i góry

Dominika podziwiająca majestat Gór Rodniańskich

Planując wyprawę, myśleliśmy, że uda nam się "oblecieć" kilka pobliskich szczytów, jednak w praktyce, plan ten okazał się zupełnie nierealny

Planując wyprawę, myśleliśmy, że uda nam się „oblecieć” kilka pobliskich szczytów, jednak w praktyce, plan ten okazał się zupełnie nierealny

Pietrosul jest nasz!

Pietrosul jest nasz!

Zdjęcie wszystkich uczestników "ekspedycji" ;)

Zdjęcie wszystkich uczestników „ekspedycji” ;)

Panorama 360° zrobiona na szczycie. Na dolnej fotografii widać Borsę

Panorama 360° zrobiona na szczycie. Na dolnej fotografii widać Borsę

Tego dnia szczyty sąsiadujące z Pietrosulem prezentowały się wspaniale

Tego dnia szczyty sąsiadujące z Pietrosulem prezentowały się wspaniale

Gdzie jest Jacek?

Gdzie jest Jacek?

Jacek był bardzo zadowolony, bo w końcu mógł przetestować swoje okulary lodowcowe. Lodowca co prawda nie było, ale i tak było świetnie :)

Jacek był bardzo zadowolony, bo w końcu mógł przetestować swoje okulary lodowcowe. Lodowca co prawda nie było, ale i tak było świetnie :)

Atti szykuje się do drugiego zjazdu

Atti szykuje się do drugiego zjazdu

Zejście było szybkie. W drodze powrotnej odwiedziliśmy stację meteo gdzie pełniąca służbę Flavia poczęstowała nas pyszną zupą i mamałygą. Opowiedziała też swoją historię porwania przez lawinę, kiedy wchodziła po szlaku aby dostać się do stacji

Zejście było szybkie. W drodze powrotnej odwiedziliśmy stację meteo gdzie pełniąca służbę Flavia poczęstowała nas pyszną zupą i mamałygą. Opowiedziała też swoją historię porwania przez lawinę, kiedy wchodziła po szlaku aby dostać się do stacji. Statyw też załapał się na grupową fotkę

Borsa widziana podczas zejścia

Borsa widziana podczas zejścia

Jacek polujący na jakieś soczyste kadry

Jacek polujący na jakieś soczyste kadry

Zazdrościmy tym baranom. One mogą patrzeć na Pietrosul codziennie!

Zazdrościmy tym baranom. One mogą patrzeć na Pietrosul codziennie!

Pomyślne zdobycie szczytu musieliśmy uczcić nadrabiając braki kaloryczne. Papanasi załatwiły sprawę ;)

Pomyślne zdobycie szczytu musieliśmy uczcić nadrabiając braki kaloryczne. Papanasi załatwiły sprawę ;)

Informacje praktyczne

Przed wyruszeniem na szlak warto zapoznać się z mapą. Mimo długich poszukiwań jakiejkolwiek mapy gór Rodniańskich w okolicznych księgarniach w Borsie – miasteczku u podnóża gór Rodniańskich – nie udało nam się takowej zdobyć. Dopiero w hotelu okazało się że nasza gospodyni ma mapę i chętnie nam jej użyczy. Jeśli więc możecie załatwić mapę jeszcze w Polsce to zróbcie to. Nieopodal Borsy jest jakieś centrum turystyczne z wyciągami narciarskimi i hotelami (Complex turistic Borsa), w którym prawdopodobnie można dostać mapę, ale tego nie testowaliśmy. My korzystaliśmy z TEJ mapy i naprawdę ją polecamy. Bardzo czytelna, pokazuje czasy i profil tras. Zawiera nawet ~5 dniową trasę przez całe Góry Rodniańskie! Kiedyś wrócimy, żeby się z nią zmierzyć.

Na najwyższy szczyt gór Rodniańskich prowadzi niebieski szlak rozpoczynający się już w samej Borsie i początkowo wiedzie kilka kilometrów po asfalcie. Jeśli więc dysponujecie samochodem to warto ten odcinek podjechać, by mieć więcej czasu na podziwianie pięknych widoków ze szczytu.

W pewnym momencie kończą się zabudowania, kończy się asfalt i szlak prowadzi przez las do kolejnego charakterystycznego punktu – stacji meteorologicznej (1760 m n.p.m.). Stąd po około 15 minutach dotrzemy do jeziorka – Lacul Iezer. I tu rozpoczyna się prawdziwa wspinaczka. Zbocze, po którym wchodzi się prawie na sam szczyt jest naprawdę strome. Po dojściu na grań jeszcze tylko kilka minut łagodnego podejścia grzbietem grani i jesteśmy na szczycie.

Jeszcze jedna ważna rzecz. Nasza przygoda z Pietrosulem miała miejsce w końcówce kwietnia, ale tak jak pisaliśmy – gdybyśmy nie było z nami Istvana, nie weszlibyśmy na szczyt. Szlak od stacji meteo był totalnie zasypany śniegiem, nie było widać żadnych oznaczeń a na wejście „na azymut” byśmy się nie zdecydowali. Byłoby zbyt ryzykowne. Przed wyruszeniem na szlak sprawdźcie więc jakie są warunki lub zgadajcie się z jakimiś lokalnymi górołazami którzy znają teren.