Atak much tse-tse – Vwaza Marsh Reserve
Niedaleko Parku Narodowego Nyika (o którym więcej możecie przeczytać TUTAJ), nieco na południowy-zachód, tuż przy granicy z Zambią leży niewielki rezerwat – Vwaza Marsh Reserve. Ponoć mają w nim sporo hipopotamów i słonie, więc postanawiamy tam zajechać skoro i tak jesteśmy w pobliżu.
Oczekiwania i rzeczywistość często bywają dość rozbieżne. Tak było również tym razem. Wjechaliśmy na teren parku, ujechaliśmy ledwie sto metrów i zaczęło nam towarzyszyć uporczywe bzyczenie. Dość szybko zlokalizowaliśmy jego źródło. Dźwięk wydawały muchy nieco podobne do gzów – muchy tse-tse. Czym prędzej zamknęliśmy szyby. Rozpoczęła się walka z tymi, które już zdążyły wlecieć do środka. Na szczęście nad jeziorkiem Kazuni, do którego po chwili dojechaliśmy, wiał silny wiatr, dzięki czemu udało nam się wypędzić uporczywe owady. Nad owym jeziorkiem korzystając ze sprzyjających warunków postanowiliśmy zrobić sobie piknik i zjeść śniadanie. Mimo upału byliśmy ubrani w długie spodnie i koszule z długimi rękawami. Jak się jednak okazało, muchy nie są wcale takie głupie. Jedna z nich wykorzystała okazję i ukąsiła Jacka w jego gołą stopę. Strasznie nas to zezłościło. Chwila nieuwagi i problem gotowy. Teraz będziemy się zastanawiać czy ta nieszczęsna mucha przypadkiem nie przenosiła śpiączki afrykańskiej.
A co w Vwazie można zobaczyć
W Jeziorze Kazuni gdzieś w oddali pluskają się hipopotamy. Było ich nawet całkiem sporo. Gdzieś daleko na horyzoncie widzieliśmy też stadko impali. Znalazło się też kilka pawianów, ale w którym afrykańskim parku ich nie ma? Wszystko jednak musieliśmy oglądać przez zamknięte szyby. Dodatkowo główną uwagę skupiały na sobie tabuny much tse-tse, które nieznośnie bzyczały i uporczywie uderzały w szybę chcąc dostać się do środka.

Jeziorko Kazuni, nad którym postanowiliśmy zrobić sobie piknik

W jeziorze pławiło się kilka hipopotamów. Zazwyczaj wystają im z wody tylko uszy

Chowają się prawie całe w wodzie chroniąc swą delikatną skórę przed ostrym afrykańskim słońcem

Tylko czasami można zobaczyć hipka w całej okazałości

W oddali było ich naprawdę sporo

A to jeden z naszych ulubieńców – guziec

Impale zawsze ładnie pozują do zdjęć

Ale trzeba być ostrożnym, bo bardzo ławo je spłoszyć

Samiec impali

Pawian zastany na pałaszowaniu śniadania

Większość dróg w rezerwacie wyglądała dokładnie tak. Chyba widać że to pora sucha

I gwóźdź programu. Zdecydowanie najczęściej spotykane zwierzęta w całym parku – muchy tse-tse

Bezczelnie siedziały na masce, szybach i wszystkim co się dało mimo prędkości kilkudziesięciu kilometrów na godzinę
Ten park zapamiętamy na długo, ale zdecydowanie nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Cała nasza wizyta trwała nie więcej niż dwie godziny i w dużej mierze skupiała się na opędzaniu od much.
Zdecydowanie nie polecamy nikomu wizyty w tym miejscu.
Witam, a jak sobie radziliście z zagrożeniem malarycznym? I jeszcze jedno pytanie skąd braliście pitną wodę? Czy kupowaliście tylko butelkowaną, czy też korzystaliście z innych źródeł? Wasza wyprawa na prawdę była niezwykle interesująca, zdjęcia, zwłaszcza różnych zwierząt pięknie uchwycone. National Geographic by się nie powstydził.
Pozdrawiam
Piotr
Cześć! Na początku kupowaliśmy wodę butelkowaną, później odkryliśmy zestaw bukłak + filtr taki jak np. source widepack z filtrem sawyer i już do końca wyjazdu piliśmy głównie kranówkę ;) Jeśli chodzi o zagrożenie malaryczne to temat jest bardzo rozległy a odpowiedź udzielona w komentarzu z pewnością byłaby niepełna, więc nie będziemy wchodzić w szczegóły. Rekomendujemy konsultację z lekarzem medycyny tropikalnej. Pozdrawiamy!