Park Narodowy Nyika
Dotarcie do Parku Narodowego Nyika to wyzwanie samo w sobie. Można do niego dojechać tylko na dwa sposoby. Z północy lub z południa. My postanowiliśmy spróbować od strony północnej. Od tej strony wjeżdżaliśmy do kraju po ucieczce przed naszym tanzańskim agentem, o której możecie przeczytać więcej TUTAJ. Do bram parku prowadzi droga M9. Tak oznaczane są główne drogi w kraju. Przykładowo, M1 to główna arteria Malawi, którą można przedostać się z północy na południe. Utrzymana w nienagannym stanie. Piękny asfalt od początku do końca. Inne drogi oznaczone symbolem M, którymi mieliśmy okazję podróżować, również były w bardzo dobrym stanie a przemieszczanie się nimi było przyjemnością. Niestety logika „M” zawodzi w przypadku drogi numer 9. Zaczęło się niewinnie. Dość szeroki szuter, tylko gdzieniegdzie jakaś mniejsza lub nieco większa dziura. Później było już tylko gorzej. Szeroka szutrówka stawała się coraz węższa i węższa aby w końcu zamienić się w wąską, wiejską drogę, na której z trudem mieściły się dwa samochody nadjeżdżające z naprzeciwka. Dziura na dziurze i głębokie rowy biegnące wzdłuż drogi wyżłobione przez wodę w czasie pory deszczowej. Nie są to wymarzone warunki podróży dla naszej liczącej sobie prawie pół miliona kilometrów Toyotki. Nie pozostało nic innego jak zredukować prędkość i zaakceptować fakt przemieszczania się ze średnią prędkością 15 km/h.
W poszukiwaniu odosobnienia
Ponieważ wyjechaliśmy popołudniu, nie udało nam się dotrzeć do parku przed zapadnięciem zmroku. Kiedy zaczęło się ścieniać zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na biwak. O żadnym hotelu/motelu/kempingu nie było mowy. Jechaliśmy przez totalny busz tylko co jakiś czas mijając niewielkie wioski składające się z kilku lub kilkunastu chat. Pozostał tylko buszkemp, czyli kemping na łonie afrykańskiej natury. Znalezienie odpowiedniego miejsca nie było proste, ponieważ większą część pobocza porastały gęste zarośla, krzewy i drzewa. Kiedy już znaleźliśmy trochę przestrzeni w (jak sądziliśmy) oddaleniu od osad ludzkich, zaczęliśmy przygotowywać kolację. Zebraliśmy drewno, rozpaliliśmy ogień, rozstawiliśmy trójnóg. Zanim zdążyliśmy wrzucić do wody makaron nasze poczynania z bezpiecznej odległości 15-20 metrów obserwowała już spora grupa tubylców. Byliśmy przekonani, że znaleźliśmy miejsce w oddaleniu od ludzi ale statystki są nieubłagane. Gęstość zaludnienia w Malawi wynosi 129 osób na kilometr kwadratowy. Nawet jeśli sądzimy, że znaleźliśmy ustronne miejsce możemy być pewni, że prędzej czy później spotkamy jakiegoś nieznajomego. Zwłaszcza jeśli jesteśmy biali. Rzucamy się w oczy i wzbudzamy zainteresowanie, szczególnie na prowincji.
Dziad
Już mieliśmy szykować pokaz kulinarny dla Malawijczyków. Już ustaliliśmy podział ról. Ja miałem być Okrasą a Dominika Pascalem. Już ostrzyliśmy noże i dorzucaliśmy do ognia kiedy zjawił się on. Dziad przylazł nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co. Wyglądał tak jak każdy dziad, czyli umorusane łachmany, koszula wyciągnięta ze spodni, na boku ślady bo po błotno-trawiastym poślizgu i 5 dniowy zarost. Ogólnie, wyglądał tak jakby wyciągnęli go przed chwilą spod krzaka. Do tego walił przetrawionym piwem kukurydzianym. Ohydny to odór. Fuzja aromatu przetrawionego piwa i jabola. Przyszedł i zaczął coś bredzić, że potrzebujemy pozwolenia, żeby tutaj gotować. Postanowiliśmy go olać ale nie dawał za wygraną. Potrzebujecie pozwolenia, potrzebujecie pozwolenia. Zachowywał się jakby był królem wioski. Jeśli rzeczywiście nim był to nie wróżymy wiosce pod jego zarządem szczególnego powodzenia. Tak czy inaczej, trzeba było go jakoś spławić. Jak zwykle nieoceniony okazał się trik na „zmianę tematu”.
– A droga do tej Nyiki to dobra dalej jest?
– Aaaa droga… Nie, taka sama.
– O szkoda, bo trochę nas już zmęczyła.
– Nie widzieliście jej w porze deszczowej! Wtedy to dopiero jest bagno.
– Yyy… no tak, pewnie tak. To jak możemy sobie ugotować kolację?
– Ugotować kolację? Aaaa… tak, możecie. Macie moje pozwolenie. Macie moje pozwolenie na ugotowanie kolacji.
– Dzięki!
– No to ja idę.
I oddalił się chwiejnym krokiem.
Nyika
Nazajutrz udało nam się dotrzeć do parkowych bram. Nyika National Park to największy park narodowy w Malawi. Zajmuje powierzchnię 3.200 km2 i położony jest na płaskowyżu o tej samej nazwie. Sama nazwa „nyika” oznacza miejsce z którego wydobywa się woda. Ponieważ płaskowyż wznosi się na 2,100-2,200 m n.p.m. akumuluje opady i jest źródłem wielu strumieni, które spływają jego zboczami. Ze względu na wysokość, nawet w czasie malawijskiego lata panują na nim przyjemne temperatury. Jest też miejscem występowania wielu gatunków roślin, w szczególności kwiatów i storczyków – ponad 200 gatunków. Fauna płaskowyżu jest bogata, jednak ze względu na jego wielkość nie jest łatwa w obserwacji. W parku żyje wiele rodzajów antylop – buszboki, ridboki, antylopowce końskie, elandy, dujkery czy koziołki skalne. Inne ssaki występujące na plateau to guźce, zebry i szakale. Podobno żyją tu też lamparty i słonie ale zdaje się, że od dawna nikt takowych na płaskowyżu nie widział. Pisząc o parku nie można zapomnieć o ptakach. Nyika to raj dla ornitologów. Notuje się tu ponad 400 gatunków. Nie jesteśmy specjalistami od ptactwa, ale możemy potwierdzić imponujące bogactwo różnego rodzaju ptaków, które fruwały nam nad głowami kiedy eksplorowaliśmy płaskowyż.
Samo plateau charakteryzuje się bardzo nietypowym jak na Afrykę krajobrazem. Jedyny w swoim rodzaju, a jednocześnie przypominający nasze rodzime, europejskie strony. Rozciągnięte, porośnięte trawą pagórki w dolinach których płyną potoki i rosną lasy jałowcowe. W innych zaś miejscach krajobraz przypomina bardziej klasyczną afrykańską sawannę, z wysoką trawą, wyschniętymi drzewami i wystającymi gdzieniegdzie gołymi skałami.
Zresztą, zobaczcie sami!

Na początku droga nie była najgorsza…

…ale później było już tylko gorzej

Mamuśki na drodze. A w ręku nieodłączny atrybut każdej afrykańskiej mamy – wiadro

Ta cienka nitka wytarta w ziemi to ścieżka prowadząca do wodospadu Chisanga

Wschodzące słońce a po prawej stronie droga, którą mozolnie wspinaliśmy się na krawędź płaskowyżu

Dominika na krawędzi wodospadu Chisanga. Przedzierając się przez busz mogliśmy poczuć się jak odkrywcy ;)

Miejsce w pierwszym rzędzie

Dominika zabawiająca się w Paszczaka

A oto rezultaty

Ridbok południowy

A tutaj buszbok subsaharyjski

Gdzieś w oddali pasły się zebry

Piknik śniadaniowy z widokiem na wodopój do którego schodziły się antylopy

Sprawdźmy co kryje się za horyzontem!

Antylopowiec koński – znajduje się w herbie parku

Niezupełnie afrykańskie krajobrazy

Zielona strzała radziła sobie bardzo dzielnie :)

To krajobrazy i poczucie bezkresnej przestrzeni były największymi atrakcjami parku Nyika

Jednorożec!

I jeszcze jedna zebra – chyba nas zwęszyła ;)

Prawdopodobnie ridbok. Choć wygląda trochę jakby był wypchany ;)

Płaskowyż ma pagórkowaty krajobraz w którego dolinach rosną jałowce

Coś jak polski konik polny, tylko dziesięć razy większy…

…i dziesięć razy bardziej kolorowy

Dominika pierwszy raz od dawna miała okazję pobawić się w zdjęcia makro

Bear Grylls powiedziałby – dużo białka!

Kolec jeżozwierza. Gubią je podczas swoich nocnych wędrówek

Idealne miejsce na nocleg – cisza, spokój i niska temperatura, czyli to o co w Afryce naprawdę trudno

Biwak rozbity

Kolacja mistrzów :)

Następnego dnia wstaliśmy wraz z kurami, a właściwie z frankolinami rudoskrzydłymi, gatunkiem endemicznym występującym tylko w parku Nyika

I zaczęliśmy eksplorować nieco inne rejony płaskowyżu

Nie wiemy co to za ptak ale złapaliśmy go w całkiem zgrabnej pozie

Zrobiło się sucho i skaliście

To drzewo na maksa przypomina mi odwrócone logo Swan Song Records!

Czasami droga stawała się nieprzejezdna i trzeba było przerzucić się na tryb pieszy licząc na to, że nie natkniemy się na jednego z lampartów, które podobno rezydują na płaskowyżu

W drodze do Fingira Rock

Tak wygląda droga prowadząca do tego gigantycznego głazu wystającego z ziemi

A oto i sama skała!

Jest naprawdę duża i kusi aby wspiąć się na jej wierzchołek

Próba ataku na szczyt

Zakończona niepowodzeniem ze względu na gołe i bardzo strome ściany. Następnym razem! ;)

Drop białoskrzydły (lub czarnogłowy ale raczej białoskrzydły)

A w przestworzach krążyły drapieżniki

Zachód słońca nad punktem widokowym Chosi

I pożegnalny selfiaczek. Jacka trochę spaliło :P
Informacje praktyczne
- Droga dojazdowa do parku (M9) jest w bardzo słabym stanie. Lepiej dojeżdżać z południa skąd droga jaką trzeba pokonać jest krótsza
- Stan dróg na terenie parku również pozostawia wiele do życzenia, w szczególności końcówki dojazdów do parkowych atrakcji są w zasadzie nieprzejezdne. Lepiej zostawić samochód i dojść pieszo
- Odległości pomiędzy poszczególnymi atrakcjami parku są duże, rzędu 50-60 km a prędkości jakie można rozwinąć są małe
- W parku jest tylko jeden camp / lodge’a, atrakcje pozostają w znacznym oddaleniu od niego
- Po drodze i w parku nie ma stacji benzynowej więc warto zatankować przed wyruszeniem w drogę
- Na drogach jest sporo mostków, ich stan bywa różny więc przed wyruszeniem warto zapytać strażników parku, które z nich są przejezdne a które nie
- Najwięcej dużych zwierząt występuje w pobliżu campu, w znacznej odległości od campu prawie w ogóle się ich nie widuje
- Jedną z atrakcji jest Juniper Forrest – las jałowcowy – nie polecamy, droga do niego długa a las nieciekawy
- Polecamy inną z atrakcji – Fingira Rock – piękny, gigantyczny głaz. Można zostawić samochód wcześniej i przejść się pośród pięknej scenerii płaskowyżu
Mapa Parku Narodowego Nyika (lepszych nie mieli!) do ściągnięcia w wysokiej rozdzielczości TUTAJ.
Gratuluje Wam nie tylko przemyślanej i odpowiedzialnej organizacji wyprawy i odwagi ale także sposobu w jaki opisujecie swoje doświadczenia i fantastycznych zdjeć. Naprawdę super;)
Ps: jeśli znajdziecie chwilkę to napiszcie jaki jest tam dostęp do środków farmaceutycznych/aptek? Jak radzicie sobie gdy np boli was ząb itd?
Dziękujemy! :)