Luwawa Forest
Czyli las Luwawa, to podobno największy las w Afryce stworzony ludzką ręką. Drzewa zaczęto sadzić w latach 60-tych ubiegłego wieku a drewno miało być wykorzystywane w przemyśle papierniczym. Miała powstać celulozownia, ale z powodu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej nigdy nie została zbudowana.
Położony na terenie płaskowyżu Viphya i otoczony łagodnymi górami o tej samej nazwie, las jest świetnym miejscem aby oderwać się od zgiełku miasta. Wszyscy którzy lubią obcować z naturą na pewno się nie zawiodą. Tereny są piękne i łatwo dostępne. Można je eksplorować pieszo, na rowerze lub koniu. Rolę centrum turystycznego dla tego niewielkiego rejonu pełni Luwawa Forest Lodge. Położona w samym środku lasu oferuje szereg atrakcji takich jak wypożyczenie sprzętu rowerowego czy wędkarskiego, przejażdżki konne i wiele innych. Bardzo ciekawą i darmową atrakcją jest coś w rodzaju ścieżek dydaktycznych jakie właściciele Luwawa Forest Lodge przygotowali dla swoich gości. Jest ich kilka, każda ma inną charakterystykę, inny czas przejścia i wiedzie inną drogą. W recepcji dostajemy mapkę i opis tego co spotkamy na naszej ścieżce. Każda z trzech tras jakie udało nam się odbyć w czasie pobytu w Luwawa Forest Lodge okazała się być bardzo przyjemnym spacerem wśród pięknej scenerii płaskowyżu Viphya. Należy też dodać, że Luwawa Forest Lodge posiada świetną infrastrukturę kempingową – ciepły prysznic, dostępne jest drewno do rozpalenia ogniska, stoliki z zadaszeniem, zlew, grill etc.
Niestety, od jakiegoś czasu las podupada. Wycina się więcej drzew niż jest sadzonych, z czego znaczna część wycinki to działalność rabunkowa i nielegalna. Właściciele lodge’y próbują z tym walczyć. Stoczyli nawet batalię sądową z malawijskim rządem, którą udało im się wygrać. Trzymamy kciuki za ich starania i mamy nadzieję, że nasze dzieci też będą mogły w przyszłości odwiedzić ten piękny zakątek Malawi.

Wspaniale kwitnące drzewo

I zbliżenie na kwiatek ;)

Te skrzynie wiszące na gałęziach to ule

Luwawa była prawdziwym rajem dla Dominiki i jej szkła do makrofotografii

A tutaj pierwsze efekty

Szlaki były nieźle oznaczone, choć musimy przyznać, że podczas jednego ze spacerów zgubiliśmy się :P

Na ścieżkach było sporo różnego rodzaju kwiatów, które właśnie budziły się do życia po okresie bezdeszczowej hibernacji

I kolejny

I jeszcze jeden

Pąki jeszcze przed rozkwitem

Czyż nie podobnie do Mazur lub Suwalszczyzny? :)

Maliny i jeżyny na jednym krzaku! :P

Rośliny czekają na początek pory deszczowej. Wtedy wszystko rozkwitnie na dobre

Dzwoneczki

Trawy, jak widać, dość wysokie

Przechadzając się takimi drogi czuliśmy się niemal jak w domu

Nie od dziś wiadomo, że w Afryce wszystko jest duże. Dotyczy to także szyszek

Kolejny kwiatek z bliska, ale to jeszcze nie koniec!

Łąkowa kompozycja :)

Dominika przy robocie, a efekty…

…zobaczcie sami :)

Pożary, to prócz rabunkowej wycinki, jeden z problemów nękających okoliczne lasy

Choć musimy przyznać, że taki wypalony las też ma w sobie jakiś nieco złowieszczy urok

Miejscami słońce ledwo przedzierało się przez korony drzew

Czasami trzeba było zapuścić się w całkiem gęsty busz

I jeszcze jeden kwiatek

Kładka wiodąca nad mokradłami

A pod wieczór, krajobraz zaczął spowijać dym roznoszący się z pobliskiego pożaru łąki

Zaczął unosić się nad pobliskim zalewem

Smoke on the water!

To już ostatnie kwiatki :(

Jak już wspominaliśmy, w Afryce wszystko jest duże :)

Droga wiodąca przez las eukaliptusowy

A tu przez jakieś chojaczki

Na kempingu spotkaliśmy Maureen i Ian’a, którzy podobnie jak my, podróżują przez Afrykę samochodem. Oni jadą na północ, my jedziemy na południe. Ian zdradził nam przepis swojego kolegi na „4×4 PIZZA”. Aby przygotować to efektowne danie należy wydrążyć chleb, tak aby została tylko skórka. Następnie, taki wydrążony chleb faszerujemy tym, na co mamy ochotę – serem, szynką, warzywami itd. Gotowy faszerowany chleb zawijamy w folię i kładziemy na ziemi. Odpalamy samochód i przejeżdżamy po nim kilka razy, tak aby się spłaszczył (w końcu robimy pizzę, nie?). Otrzymujemy płaski placek, który następnie należy zawinąć w folię aluminiową i położyć na silniku samochodu oraz zamknąć maskę. Po 100 kilometrach drogi 4×4 pizza jest gotowa do spożycia. Pyszna i chrupiąca, z delikatnym aromatem diesla! :)

Drogi w Malawi są całkiem niezłe. O ile są asfaltowe ;) Jakoś tak się składa, że asfaltowymi nam nie po drodze wiec jeździmy tymi pozostałymi. A one są naprawdę złe. Przejechanie 80 kilometrów zajmuje czasami 10 godzin. A czasami człowieka w połowie drogi noc zastanie, a jak mówią wszyscy – w Afryce po zmroku jeździć nie należy. I świetnie się składa bo dzięki temu, od czasu do czasu trafiają nam się takie miłe spotkania jak to z Paulem i jego rodziną. Paul pozwolił nam zaparkować na swoim podwórku, użyczył paleniska pod gotowanie kolacji a jego żona obdarowała nas jakimiś mechatymi liśćmi, które wypadało dołożyć do naszej kolacji po uprzednim ugotowaniu. A rano, przed odjazdem, dostaliśmy list.

Nie macie jakiegoś znajomego producenta blach falistej? :)
Zostaw komentarz