Smartfon w podróży i test telefonu Hammer Explorer
Większość z nas prawdopodobnie nie wyobraża sobie wyjścia do sklepu bez telefonu. Jeśli jednak nieświadomie udamy się do sklepu bez telefonu, w momencie kiedy zdamy sobie z tego sprawę najprawdopodobniej fakt ten spadnie na nas jak grom z jasnego nieba, powodując nagłe uczucie dyskomfortu porównywalne z wyjściem do sklepu bez portfela. Czasami zastanawiam się, jak to było kiedyś, w czasach kiedy jedynym telefonem dostępnym dla większości ludzi był zwykły telefon „kablowy”. Ależ musiało być romantycznie! To drżenie kiedy ukochany wychodził z domu i mówił, że wróci o 20 a tymczasem jest już 21 a jego jeszcze nie ma. Zaczynało się dzwonienie po znajomych i rozsyłanie wici, że Stefan jeszcze nie wrócił. W międzyczasie, Stefan ucinał sobie dłuższą pogawędkę ze Staszkiem, kumplem z przedszkola, którego nie widział od 12 lat.
Sześciocalowe okno na świat
To musiały być piękne czasy. Jednak dzisiaj, większość ludzi niejako zrosło się z telefonami, czy raczej smartfonami, które to określenie podkreśla „mądrość” naszego urządzenia. To prawda, telefony stały się niezwykle mądre a ich obecność w naszym życiu stała się pewnego rodzaju standardem, od którego nie ma odwrotu. Sądzę, że podobnie jak w przypadku każdego urządzenia o dużej mocy (i nie chodzi mi tu o moc obliczeniową a raczej moc wpływania na różne aspekty naszego życia) to jak wykorzystamy naszego mądrofona zależy głównie od nas. Telefon może być niezwykle przydatnym narzędziem w pracy czy podróży, ale może także stać się naszym uzależnieniem. Ostatnio dochodzę do wniosku, że najgorszą pułapką jest przeżywanie emocji „w telefonie”. Mam wrażenie, że wielu ludzi przestało stawiać granicę pomiędzy światem rzeczywistym (tj. ja, moja rodzina, praca, otoczenie etc.) a światem „z telefonu” (tj. moi znajomi „na fejsie”, ile dostałem serduszek za ostatnią relację, wiadomości z aplikacji etc.). Mam wrażenie, że ta granica rozmywa się coraz bardziej i nie sądzę, aby był to dobry kierunek rozwoju. Nie chcę brzmieć jak fatalista. Chciałbym jedynie wyrazić nadzieję, że świat realny nie przestanie być bardziej fascynujący niż świat, który serwują nam serwisy społecznościowe. Że ludzie, zamiast wyjść i zrobić coś ze sobą, swoją rodziną i w swojej okolicy, nie będą przesiadywać wpatrzeni w ich 6cio calowe okna na świat podziwiając wyczyny idoli, których nigdy nie poznali, ale jednak czują się, jakby znali ich od dawna. Chciałbym jedynie poddać pod rozwagę myśl, że to co wyświetla nam się na ekranach naszych telefonów nie jest tożsame ze światem zewnętrznym. Tak samo jak wiadomości serwowane nam codziennie przez media nie są obrazem tego, jak w istocie wygląda świat.
Nasze doświadczenia
Nasze telefonowe doświadczenia jeszcze przed wyruszeniem w podróż były następujące: Dominika miała iPhone’a 4 i była jego zagorzałą fanką. Ten telefon po prostu działał. Ja przez długi czas miałem Nokię E52 ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że staję się nieco za bardzo anachroniczny względem otoczenia. Moim pierwszym smartfonem była jakaś Nokia z systemem Windows. Ależ to było dramatyczne urządzenie! Wtedy próbowałem sobie to jakoś racjonalizować, ale teraz mogę się otwarcie przyznać do tego, że za każdym razem kiedy brałem iPhone’a Dominiki do ręki myślałem sobie „hmm czyli smartfon jednak może działać dobrze”.
Jakie smartfony na wyjazd?
Przed wyjazdem byłem stanowczym proponentem kupienia telefonów wyposażonych w dual-sim (możliwość używania dwóch kart sim w jednym telefonie). Mieliśmy polskie numery telefonów z których nie chcieliśmy rezygnować. Poza tym, sądziliśmy, że dostęp do naszych aktywnych polskich numerów będzie bardzo istotny, m.in. z uwagi na sposób obsługi bankowości internetowej (hasła sms etc.). Nie bez znaczenia pozostawała też kwestia kontaktu ze światem – co by było, gdyby ktoś zechciał do nas zadzwonić a nasze numery nie byłyby aktywne? Teraz już wiemy, że nic by nie było, ale takiej wiedzy nabiera się z doświadczeniem, do czego jeszcze wrócimy.
Decyzja zapadła. Dominice kupiliśmy Samsunga A3 a mi, Huawei P8 lite. Kierując się wyżej zaprezentowaną logiką, rozpatrywaliśmy tylko modele z dual-simem, co bardzo ograniczało możliwy wybór. Samsung przejechał z nami całą drogę. Huawei 3/4 drogi ponieważ ukradziono mi go, w komunikacji miejskiej w Quito, w Ekwadorze. To, że oba urządzenia wytrzymały 3 lata w mocno zmiennych i często niekomfortowych warunkach już zakrawa na miano małego sukcesu. A jak się sprawowały?
Samsung A3 Dominiki
Rany, ależ ten telefon miał brzydki interfejs! Pamiętacie ikony w Windows 95/98? Właśnie tak wyglądały ikony w nakładce systemowej Samsunga. Po przesiadce z ajfona aż żal było patrzeć na to szkardztwo. Ponieważ staraliśmy się podchodzić do wielu kwestii zadaniowo, zgodnie stwierdziliśmy, że (głównym) zadaniem telefonu nie jest wyglądanie, lecz działanie. Jeśli chodzi o ten aspekt, to Samsung wypadał naprawdę przyzwoicie przez pierwsze dwa lata użytkowania. Po tym czasie, odnieśliśmy wrażenie, jakby jakieś androidowe gremliny wyłączyły kość z pamięcią RAM w telefonie. Zaczęło się coraz częstsze wieszanie i zamulanie. I tak było już do końca…
Huawei P8 Lite Jacka
Interfejs w moim Łałeju (podobno tak wymiawia się tę egzotyczną nazwę) był nieco bardziej przyjemny dla oka niż to, co oferowała nakładka Samsunga, ale ciągle daleko mu było do estetyki iPhonowej. Odkładając estetykę na bok, muszę przyznać, że przesiadka z Nokii na Huawei była jak odkrycie Ziemi Obiecanej. W końcu telefon zaczął jakoś działać, a to co się działo miało jakiś sens. „Jakiś” sens, ponieważ nie byłem fanem nakładki na Androida w wykonaniu Huawei. Jak już wspomniałem, była tylko nieco ładniejsza niż rozwiązanie z Samsunga i analogicznie, tylko nieco lepiej funkcjonowała. Podobnie jak w przypadku Samsunga, mój telefon również działał płynnie przez okres około dwóch lat, po którym nastąpił okres stopniowego regresu. Tuż przed kradzieżą mój telefon nie działał tak płynnie jak miało to miejsce na początku jego użytkowania, ale muszę też przyznać, że nigdy nie osiągnął tak irytującego poziomu jak A3 Dominiki. Jej telefon czasami potrzebował 20 sekund na przeprocesowanie naciśnięcia jakiegoś klawisza. W Huaweiu było to najwyżej 5 sekund ;)
Telefony w czasie 4 letniej podróży – podsumowanie:
In plus zaliczamy sam fakt, że jednak dość budżetowe modele telefonów przetrwały takie wojaże i nie rozleciały się gdzieś po drodze. Niestety ich wydajność w końcowej fazie podróży pozostawiała wiele do życzenia. Jednak najciekawszą obserwacją wydaje mi się fakt, że w czasie podróży korzystaliśmy z telefonów mniej niż antycypowaliśmy przed wyjazdem. Głównie używaliśmy ich do sprawdzania poczty, przeglądania i uprawiania naszego ogródka social media oraz jakichś prostych aplikacji. Do poważniejszych zadań zawsze używaliśmy komputera i aparatów fotograficznych.
Dual-simy okazały się przydatne w bardzo umiarkowanym stopniu. Gdybym miał jeszcze raz rozważać zakup telefonu na podróż, to nie zwracałbym uwagi na dual-sim jako czynnik decydujący. Można kupić telefon docelowy bez dual sima, a dodatkowo zabrać aparat, który będzie obsługiwał naszą polską kartę, kiedy będziemy tego potrzebowali. Nieczęsto robi się przelewy internetowe, a znajomi wiedząc, że jesteśmy na drugim końcu świata nie kwapią się z telefonami. Naszym zdaniem, dual-sim może być pomocnym rozwiązaniem, ale zdecydowanie nie uzależnialibyśmy wyboru telefonu na podróż od tej funkcji.
Smartfon dla podróżników?

Hammer Explorer
Hammer Explorer to model z certyfikacją IP69, jest więc odporny na kurz, pył i wodę. Dodatkowo, obudowa smartfona została zaprojektowana tak, aby chronić urządzenie przed uszkodzeniami mechanicznymi wynikającymi m.in. z upadków. Obudowa wokół ekranu Hammera wystaje nieco ponad poziom wyświetlacza, co dodatkowo zabezpiecza ekran przed pęknięciem w wyniku upadku. Wielką zaletą tego modelu jest praktycznie czysty system operacyjny Android 9. No właśnie, trochę szkoda, że 9 ale mamy nadzieję, że będzie aktualizacja do Androida 10 (którego wersję użytkuję na co dzień i jest naprawdę ekstra). Kolejnym dużym plusem jest w naszym odczuciu bateria, która jest naprawdę potężna. Przy naszym trybie użytkowania (nie jesteśm uzależnieni od telefonów) można na niej spokojnie przelecieć 2 dni i jeszcze coś zostanie. To naprawdę dobry wynik i cecha, która może być przydatna dla osób, które często poruszają się w obszarach z ograniczonym dostępem do elektryczności np. wielodniowe trekkingi etc. Hammer to telefon, który stara się wyróżnić na tle konkurencji i znaleźć swoją niszę. Mamy wrażenie, że w przypadku tego modelu producent celuje w zabieganych facetów, którzy zdecydowanie nie pracują za biurkiem przestawiając tabelki w Excelu. Hammer został wyposażony w kilka rozwiązań, mających ułatwić życie jego grupie docelowej jak np. poziomica, miernik pionu, czy wskaźnik laserowy. Nie są to szczególnie przydatne funkcje w przypadku podróżników, ale wyobrażam sobie, że mogą być użyteczne dla osób pracujących np. w branży budowlanej. Miłym zaskoczeniem była również dbałość o formę w jakiej telefon jest zaserwowany użytkownikowi – telefon dostajemy w opakowaniu, które jest gustowną puszką. Nie wiem czy grupa docelowa to doceni, ale jeśli nie, to będzie mogła wykorzystać opakowanie Hammera jako pudełko na gwoździe ;)

Żeby nie było tak różowo…
Jeśli chodzi o słabe strony tego modelu, z pewnością zaliczylibyśmy do nich wyświetlacz, który jednak nieco odstaje od dzisiejszych standardów nawet w budżetowych telefonach. Jeśli na co dzień używamy aparatu o wyższej rozdzielczości wyświetlacza, to 720×1440 z Hammera będzie od razu zauważalne. Kolejna kwestia warta odnotowania to fakt, że nie jest to lekki telefon. Tego nie da się uniknąć jeśli chcemy mieć dużą baterię, więc jest to pewnego rodzaju kompromis. Hammer chwali się aparatem Sony. Niestety w praktyce, zdjęcia wypadają raczej przeciętnie. Jeśli ktoś robi dużo zdjęć telefonem, to może doznać zawodu. Na koniec kwestia wydajności. Telefon jest z nami krótko więc nie wiemy jak będzie zachowywał się za rok czy dwa lata. Na chwilę obecną odnosimy wrażenie, że wydajność nie jest najmocniejszą stroną Hammera. Zaraz po wyjęciu z pudełka, na czystym systemie, bez żadnych aplikacji potrafił lekko zamulić. Nie są to jakieś dramatyczne zawieszenia, ale płynność działania pozostawia sporo do życzenia.

Hammer Explorer podsumowanie:
Sądzimy, że Hammer Explorer to ciekawa propozycja, skierowana do ludzi, których charakter pracy czy sposobu spędzania wolnego czasu sprawia, że nie mogą sobie pozwolić na utopienie w bagnie lub roztrzaskanie o betonową posadzkę najnowszego iPhone’a za 5.000 PLN. My czas z tym telefonem wspominamy miło. Ciekawie było doświadczyć noszenia w kieszeni telefonu pozbawionego dodatkowej obudowy czy naklejki ochronnej na ekran. Na początku czuliśmy się nieco nieswojo, ale jak sądzimy, właśnie taka idea przyświecała twórcom Hammera – wyciągnij z opakowania, naładuj i zacznij działać. Bez zbędnych ceregieli, dodatkowych case’ów i innych pierdół, na które ludzie tzw. czynu, po prostu nie mają czasu.

Czego używamy obecnie?
Dominika wróciła do iPhone’a. Stara miłość, jak widać, nie rdzewieje ;)
Ja zaś posiadam Motorolę z programu Android One i muszę przyznać, że postęp jaki ten system poczynił od czasu mojego doświadczenia z Huawei do teraz, jest gigantyczny. Miałem okazję używać przez chwilę iPhone’a i po doświadczeniu z czystym Androidem w wersji 10 wcale nie zamieniłbym mojej motki na ajfona. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że mój telefon był ponad 4 razy tańszy, niż telefon z jabłkiem.
Każdy smartfon może nadawać się w podróży :) Trzeba tylko kupić sobie pancerne etui.