Opony terenowe na wyprawę 4×4 – nasze doświadczenia po przejechaniu 195.000 km na czterech kontynentach

Wspólnie z Oponeo zapraszamy na wpis, w którym chcielibyśmy podzielić się z Wami naszym doświadczeniem w temacie opon terenowych. Przejechaliśmy dystans odpowiadający niemalże pięciokrotnej długości równika. Przemierzyliśmy 4 kontynenty. Byliśmy w drodze niespełna 4 lata. Mamy trochę przemyśleń na temat tego, jakie wymagania powinna spełniać uniwersalna opona terenowa. Słowo uniwersalna pada tutaj nie bez przyczyny. W czasie długodystansowej podróży uniwersalność jest bardzo ważna. Istnieją opony bardzo specjalistyczne, które będą sprawdzać się doskonale w jakiejś określonej dziedzinie (np. błocie) ale będą odstawały na innym polu (np. będą nieznośnie głośne na asfalcie). Naszym zdaniem, trzeba poszukać rozwiązania kompromisowego. Opony 4×4 które nie będą zbyt głośne na, często wielokilometrowych dojazdach, ale także opony, które nie zawiodą w terenie. Oto nasze przemyślenia na temat ogumienia, którego mieliśmy okazję używać na przestrzeni ostatnich 4 lat.

BFGoodrich
All-Terrain KO

Klasyka wśród osób uprawiających długodystansowe podróże samochodem terenowym. Były to nasze pierwsze opony terenowe. Zdecydowaliśmy się na ten konkretny model po przeczytaniu niezliczonej ilości opinii, które moglibyśmy zagregować do lapidarnego sloganu „nie możesz się pomylić wybierając BFG AT”.

Po przejechaniu ponad 77.000 km na BFG AT KO (technicznie rzecz ujmując, tyle km przejechały tylko dwie opony, pozostałe dwie przejechały ~48.000 km ponieważ starły się do połowy po wizycie u mechanika w Malawi, który po skończonej robocie nie ustawił zbieżności) możemy powiedzieć, że sława tych opon nie bierze się z rozdmuchanego marketingu czy legend krążących w internecie. BFG AT to naprawdę wytrzymała opona. W naszym wypadku została poddana próbie w Afryce, a chyba trudno o bardziej wymagający kontynent dla opony terenowej.

Zacznijmy od zalet. Po pierwsze wytrzymałość. Po drugie wytrzymałość. Po trzecie wytrzymałość. Naprawdę. BFG AT są niesamowicie mocne. W naszym odczuciu najbardziej wymagającym terenem dla opon są szutry zbudowane ze sporych i ostrych kamieni. Nie jakiś miałki szuterek jaki polski kierowca może kojarzyć z traktów gdzieś na peryferiach województwa, tylko sporej wielkości kamienie, które czasami strzelają spod kół jak pociski armatnie. Taki 'gruboziarnisty’ szuter uznajemy za najbardziej wymagający ponieważ często można po nim jechać ze znaczną prędkością. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w Afryce takie drogi często ciągnęły się przez setki kilometrów. To prawdziwy test dla wytrzymałości opon. Kolejnym testem są skały i różnego rodzaju trasy z większymi kamieniami. Takie odcinki różnią się od szutrów przede wszystkim tym, że jedziemy wolno, lub baaaardzo wolno. Na takich trasach musimy uważać przede wszystkim na ściany boczne opony, ponieważ dziura w ścianie bocznej jest jednoznacznym wyrokiem na koniec żywota opony. W tych ciężkich afrykańskich warunkach BFG AT udowodniły, dlaczego są takim klasykiem wśród overlanderów z całego świata. Są super wytrzymałe, można przejechać na nich znaczną ilość kilometrów bez obawy, że zawiodą nas na środku jakiegoś pustkowia. Mają bardzo wytrzymałe ściany boczne, przez co są bardziej odporne na wszelkie błędy przy przejazdach po dużych i ostrych skałach. Istotnym elementem jest także dostępność tych opon w różnych częściach świata. Ponieważ są uznawane za 'klasyk’ wśród opon AT, istnieje duża szansa, że jeśli jedna z naszych opon ulegnie zniszczeniu, będziemy mogli dokupić pojedynczą sztukę gdzieś po drodze. W przypadku mniej znanych marek jest to często o wiele bardziej skomplikowane lub niemożliwe.

BFGoodrich AT to opona bardzo dobra jednak nie jest pozbawiona wad. Wydaje się, że największą i szeroko komentowaną wadą tej opony jest stosunkowo łatwe uszczerbianie się bieżnika. Już po przejechaniu kilkunastu tysięcy kilometrów po szutrach można zauważyć, jak z krańców kostki bieżnika zaczyna znikać guma. Tak jakby 'odpryskiwała’ (z pewnością nie jest to równomierny proces ścierania). Proces ten postępuje wraz z nawijaniem kolejnych tysięcy kilometrów jednak w naszym odczuciu, nie miał on większego wpływu na wytrzymałość opony. Z informacji jakie udało nam się znaleźć w sieci wynika, że w oponach BFG AT KO2 (następca wersji której używaliśmy my – KO) problem odpryskującego bieżnika został zaadresowany i nie występuje. Kolejnym mankamentem KO jest zachowanie na mokrej nawierzchni. Zdecydowanie nie jest to opona która prowadzi się pewnie podczas nawet lekkich opadów. Dla nas nie był to wielki mankament, ponieważ mamy dużo czasu i jeździmy powoli, jednak warto wziąć to pod uwagę jeśli ktoś jest zawsze w pośpiechu. Kolejnym elementem wartym odnotowania jest to, że BFG AT KO nie jest najlepszą oponą 'do błota’. Bieżnik relatywnie łatwo się zatyka i nie chce się czyścić, przez co już po paru obrotach koła opona bardziej przypomina wyścigowego slicka w kolorze ziemistej brei niż oponę terenową. Ostatnim małym minusem jest to jak BFG AT KO zachowuje się po spuszczeniu powietrza na piachu czy nierównych szutrach. Mamy wrażenie, że jest to efektem bardzo sztywnej ściany bocznej, ale po pierwsze – trzeba spuścić naprawdę dużo powietrza (co najmniej do 1.2 bara, choć lepiej mniej) aby zaobserwować rozsądne ugięcie ściany bocznej. Po drugie, nawet opona spuszczona do 1.0 bara nie wybierała tak nierówności i nie radziła sobie tak dobrze w sypkim piachu jak inne opony. Wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy, ale dziś kiedy mamy porównanie z wieloma innymi modelami, możemy się do tego odnieść. Oczywiście ten 'minus’ w innych sytuacjach staje się plusem, ale jeśli ktoś wybiera się na piaszczystą pustynię, to warto wziąć to pod uwagę.

Pirelli
Scorpion ATR

„Skorpiony” jak pieszczotliwie zwykliśmy je nazywać, kupiliśmy w oparciu o rekomendacje naszych przyjaciół z Namibii. Mówili, że to dobra alternatywa dla BFG. Choć aparycją nas nie przekonywały, ATR’y okazały się być wytrzymałą oponą, która nie sprawiała większych problemów w czasie użytkowania. 

Skorpiony kupiliśmy na wylocie z Afryki. Przejechaliśmy na nich ponad 65.000 km w Ameryce Południowej. Tutaj znów mała techniczna uwaga, 65k km zrobiły opony na przedniej osi, tylne wytrzymały 57.000 km i odmówiły współpracy (tj. zaczęły się często przebijać – znak, że opony nadają się już do wymiany). Tendencję do szybszego zużywania opon na bardziej obciążonej osi zauważyliśmy we wszystkich oponach których nie rotowaliśmy, co wydaje się logiczne. Opony Pirelli polecił nam nasz znajomy Namibijczyk, któremu uskarżaliśmy się na astronomiczne ceny opon BFG AT (które chcieliśmy kupić, jednak były dwa razy droższe niż Scorpion ATR). Powiedział, że jeśli chcemy porządnych opon ale nie chcemy wydawać kroci na BFG to powinniśmy spróbować ATRów od Pirelli. Po wstępnych oględzinach zgodnie stwierdziliśmy, że w porównaniu do AT KO od BFGoodrich opony Pirelli wyglądają mało terenowo, wręcz delikatnie. Jednak BFG zupełnie odpadały ze względu na cenę, a ponieważ ufaliśmy Johanowi zdecydowaliśmy się na zakup skorpionów. Nie mieliśmy względem nich jakichś szczególnie wygórowanych oczekiwań, ale patrząc z perspektywy możemy stwierdzić, że pozytywnie się zaskoczyliśmy.

Po pierwsze, okazało się, że Scorpion ATR to naprawdę wytrzymała opona. Bieżnik nie jest szczególnie agresywny. W zasadzie, to bardziej przypomina bieżnik opony szosowej niż terenowej. Guma na bieżniku też nie jest szczególnie wysoka (w porównaniu do np. BFG KO). Obawialiśmy się nieco, że na szutrach opona ta będzie łapać dziury. Jednak jej wytrzymałość na południowoamerykańskie bezdroża bardzo przyjemnie nas zaskoczyła. Do czasu kiedy bieżnik był w dobrym stanie nie mieliśmy praktycznie żadnych problemów z przedziurawionymi oponami. Podobnie pozytywnie zaskoczyła nas odporność ścian bocznych. Choć nie wyglądają na szczególnie pancerne, wytrzymały wszystkie kamieniste trasy Ameryki, a były to tysiące kilometrów w warunkach podobnych do tych, z kontynentu afrykańskiego. Kolejny plus dla Scorpion ATR należy się za to, jak opony reagowały na obniżenie ciśnienia. Dopiero wtedy zrozumiałem jak sztywne były BFG KO. Pirelli na 1.2 bara po prostu płynęły i wydaje się, że nie traciły na wytrzymałości choć obawiałem się nieco o ściany boczne, które przy niskim ciśnieniu w oponie są jeszcze bardziej narażone na uszkodzenia. Nic złego się jednak nie wydarzyło. Kolejnym elementem który poczytujemy oponom ATR na plus jest ich zachowanie na mokrej nawierzchni. Wypadają one pod tym względem znacznie lepiej, w szczególności w porównaniu do BFG KO.

Jeśli chodzi o wady Pirelli Scorpion ATR to z pewnością możemy do nich zaliczyć żywotność. Nie przejechaliśmy na nich całej Ameryki Południowej. W pewnym momencie opony zaczęły łapać dziury, co dla nas było oznaką, że ich żywot się skończył i czas szukać zastępstwa. W naszym odczuciu ich mniejsza, w porównaniu do BFG AT KO, żywotność wynika z mniejszej ilości gumy z jakiej zbudowany jest bieżnik. Odnosimy wrażenie, że ilość gumy na bieżniku jest szczególnie istotna kiedy poruszamy się po szutrowych i kamienistych drogach (ergo – Afryka i Ameryka Płd.). Wtedy opony naprawdę dostają w kość a mniejsza ilość gumy oznacza, że opona zostanie 'zjedzona’ przez kamienie szybciej. A kiedy bieżnik nie jest już wystarczająco wysoki aby chronić oponę, pojawiają się częste przebicia. Kolejnym minusem może być to, jak Pirelli Scorpion ATR zachowuje się w błocie. A w naszym odczuciu zachowuje się bardzo podobnie do BFG AT KO, czyli marnie. Bieżnik szybko się zalepia i nie oczyszcza się zbyt sprawnie. Ostatni maleńki minus należy się skorpionom za design. Z pewnością nie są to tak fotogeniczne opony jak BFG czy Cooper’y. Cała ściana boczna jest wielką szarą plamą. Przetłoczenia nie są zbyt dobrze widoczne. A szkoda, bo nawet chińska marka Maxxis postarała się o stylowe białe napisy na ścianie bocznej swoich opon terenowych.

Cooper Discoverer
S/T MAXX

Po Afryce i Ameryce Południowej przyszedł czas na Rosję, Mongolię i Azję Centralną. Podczas wyboru opon na ten etap naszej podróży braliśmy pod uwagę jedynie dwa modele – BFGoodrich All-Terrain KO2 lub Cooper Discoverer S/T MAXX.

BFG wydawały się wyborem pewniejszym, jednak po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii w internecie zdecydowaliśmy się na Coopery. Po pierwsze, w wielu źródłach były one określane jako brakujące ogniwo pomiędzy oponą AT (uniwersalna opona terenowa) oraz oponą MT (czyli oponą do błota). Konstrukcyjnie S/T MAXX w istocie jest zdecydowanie bardziej agresywny niż typowy ATek, ale nie wygląda też na typowego MTeka z bieżnikiem niczym opona do traktora. Po wtóre, chcieliśmy spróbować czegoś nowego. Wiedzieliśmy, że nie zawiedlibyśmy się na BFG AT KO2, jednak S/T MAXX miał w sobie pewien urzekający element innowacyjności. Wiedzieliśmy też, że znów czekają nas tysiące kilometrów szutrowych dróg, więc ilość gumy na bieżniku również miała znaczenie. A wszystko wskazywało na to, że ST MAXX ma jej jeszcze więcej niż BFG AT. Na Cooperach Discoverer S/T MAXX zrobiliśmy 44.500 km po bezdrożach Rosji, Mongolii i Azji Centralnej i z pewnością nie żałujemy naszego wyboru.

Zacznijmy od zalet. Podobnie jak w przypadku BFG AT jest to wytrzymałość, wytrzymałość i jeszcze raz wytrzymałość. Oczywiście na ST MAXXach zrobiliśmy mniej kilometrów niż na BFG AT, jednak patrząc na zużycie bieżnika, nie zawahałbym się ani chwili, aby wskoczyć do samochodu i zrobić dokładnie taką samą trasę jeszcze raz, bez wymiany opon. Po przejechaniu ponad 40k km mam wrażenie, że na oponie zostało więcej bieżnika niż na niektórych innych oponach terenowych w momencie montażu. Nie widać też oznak odpryskiwania gumy z bieżnika ani innych tego typu historii. Kolejnym plusem jest wytrzymałość ścian bocznych. W Azji nie brakowało dróg o dużych i ostrych kamieniach i choć trochę śladów walki na ścianach bocznych widać, nigdy nie obawiałem się o ich wytrzymałość. Sprawiają wrażenie solidnych (choć podejrzewam, że nie tak solidnych jak u BFG). Kolejnym plusem jest zachowanie ST MAXXów po obniżeniu ciśnienia w oponie. Było dla nas niesamowitym zaskoczeniem, jak bardzo plastyczne stają się Coopery po spuszczeniu powietrza do 1.4 bara. Spodziewaliśmy się raczej sztywnego kółka w rodzaju BFG AT KO, podczas gdy Coopery przypominały, a może nawet prześcigały pod tym względem, opony od Pirelli. Jazda po szutrach, piachu i nierównościach była przyjemnością, a przy tym nie miałem aż tak dużych obaw o ściany boczne, jak to miało miejsce w przypadku ATRów. Kolejną zaletą tego modelu jest ich zachowanie na mokrej nawierzchni. Sądząc po agresywnym bieżniku, spodziewałem się, że będzie nieciekawie ale i tutaj Coopery pozytywnie nas zaskoczyły. Wiele prazy próbowałem je sprowokować do poślizgu, ale one uporczywie odmawiały pośliźnięcia się. Pod tym względem, pomiędzy ST MAXXami i BFG AT KO jest naprawdę odczuwalna różnica. Kolejnym elementem in plus jest zachowanie Cooperów w błocie. To chyba jedyna opona jaką mieliśmy, o której mogę powiedzieć, że działała w błocie. Agresywny bieżnik stawiał duży opór a nabrane błoto było łatwo oczyszczane z bieżnika w trakcie obrotu. Samochód na mokrym i płytkim błocie nie tracił tak bardzo przyczepności a jeśli ją stracił, to kontra i dodanie gazu przynosiły spodziewane efekty. W tym aspekcie Coopery wypadały zdecydowanie lepiej niż BFG czy Pirelli. Ostatnim, jednak nie mniej istotnym plusem w przypadku opony o tak agresywnym bieżniku jest to, że Cooper ST MAXX jest naprawdę cichy (jak na oponę terenową). Spodziewaliśmy się, że ze względu na grubą kostkę bieżnika opony będą trochę buczeć, ale nie możemy powiedzieć aby MAXXy generowały więcej szumu niż przeciętne ATki, co naszym zdaniem, przy tak agresywnym bieżniku jest naprawdę godne pochwały.

Teraz przydałoby się opowiedzieć o jakichś wadach Cooperów S/T MAXX, ale jakoś nic nie przychodzi mi do głowy. Wydaje się, że Cooper wziął na warsztat klasyka od BFG i ulepszył pod niemal każdym możliwym aspektem (może prócz wytrzymałości ściany bocznej, której BFG AT zdaje się być królem). Jeśli bardzo chciałbym wymyślić jakąś wadę opon od Coopera, która może być istotna w przypadku samochodów do podróży daleko i długodystansowych, to jest to sieć dystrybucji. Wydaje się, że Coopery widuje się rzadziej niż BFG więc jeśli opona ulegnie uszkodzeniu i będziemy chcieli kupić zamiennik, to może okazać się to nieco bardziej skomplikowane w przypadku Cooperów.

Pozostałe opony, których mieliśmy okazję używać

Bridgestone Dueler AT

Dwa używane Duelery AT (ich zużycie w momencie zakupu oceniam na jakieś 50%) kupiliśmy po tym, jak niesymetrycznie starte BFG AT KO odmówiły posłuszeństwa po przejechaniu prawie 50.000 km w Afryce. Niestety Duelery okazały się dużym zawodem. Po około 15.000 km w jedną z opon wbił się sporej wielkości kamień. Niestety dziura była tak duża, że nie nadawała się do załatania. Drugi Bridgestone dojechał z nami do końca Afryki kiedy to został zmieniony na Pirelli ATR. W czasie okresu użytkowania Duelerów nie wzbudziły one mojego zaufania. Zdecydowanie nie rozważałbym ich przy kolejnych zakupach opon terenowych choć jest to bardzo popularna opona w Afryce i z pewnością ma swoich fanów.

Michelin LTX

Jeden Michelin LTX towarzyszył nam przez 13.000 km kiedy to uszkodzeniu uległ wyżej wspomniany Dueler. Używanego LTXa kupiliśmy w parku narodowym od parkowego mechanika, który obsługiwał lokalny tabor strażników parkowych, za uwaga – 30 złotych, choć opona miała przed sobą jeszcze wiele kilometrów życia. LTX wyglądał dość zabawnie i nie na miejscu, trochę jak opona od ciężarówki, ale przez cały okres użytkowania nigdy nas nie zawiódł i dojechał z nami do końca Afryki gdzie został wymieniony na Pirelli ATR.

Maxxis Bravo AT

Dwie opony od Maxxisa kupiliśmy po tym, jak Pirelli Scorpion ATR na tylnej osi naszego Land Cruisera J95 wyzionęły ducha. Zrobiliśmy na nich ponad 16.000 km. Jest to opona od chińskiego producenta ze średniej półki jednak na przestrzeni tych wszystkich kilometrów kiedy nam towarzyszyły nie mieliśmy z nimi żadnych problemów. Kiedy sprzedawaliśmy zieloną prukwę (tak nazywaliśmy naszego LC J95) opony od Maxxisa były ciągle w bardzo dobrym stanie. Miałem trochę obaw co do ich konstrukcji ponieważ wzdłuż całego bieżnika ciągną się dwa, dość szerokie rowki (prawdopodobnie do odprowadzania wody), które wyglądały jak idealne miejsce na wbicie się mniejszego lub większego ostrego kamienia. Tak się jednak nie stało.

General Grabber AT

Używane Grabbery kupiliśmy po tym, jak Scorpion ATR na przedniej osi naszego samochodu nie nadawały się do dalszej eksploatacji. Zrobiliśmy na nich niecałe 8.000 km i choć nie przysparzały nam problemów, odniosłem wrażenie, że guma z której są zrobione, jest bardzo twarda. Charakteryzowały się również nieco dziwacznym, mam wrażenie nie do końca przemyślanym, wzorem bieżnika.

Bardzo ważny element o którym zapominamy
– rotacja opon

A na koniec najważniejsze. Niezależnie od tego, na jakie opony się zdecydujecie, pamiętajcie o rotacji tzn. zamianie opon miejscami po przejechaniu określonego interwału kilometrów. Wydłuży to żywotność każdej opony i sprawi, że opona zapasowa również będzie użytkowana. My popełniliśmy ten błąd i nie rotowaliśmy opon w Afryce. Skutek, oprócz szybszego zużywania opon był taki, że w Ameryce Południowej również nie rotowaliśmy opon bo na zapasie jeździła w zasadzie nowa opona BFG AT KO której nie rotowaliśmy od początku. Podczas azjatyckiego etapu naszej podróży regularnie, co 5.000 km rotowaliśmy opony, co jak sądzimy, przyczyniło się do mniejszego i bardziej równomiernego zużycia wszystkich pięciu opon.

Jakie są Wasze doświadczenia?

Jakich opon terenowych używacie w swoim aucie? Które modele się Wam sprawdziły a które zawiodły oczekiwania? Podzielcie się z nami swoim doświadczeniem w komentarzach. Jeśli macie jakieś pytania, również możecie zostawić je w komentarzu. Jeśli będziemy znali odpowiedź, na pewno się nią podzielimy. Do usłyszenia!