Skarby pustyni Negew
Pustynia Negew to jeden z obowiązkowych punktów programu zwiedzania Izraela. Szczególnie jeśli wybieramy się do Eilatu nad Morze Czerwone. Każda droga prowadząca na samo południe wiedzie przez pustynię. A skoro już tu jesteśmy dlaczego by nie skorzystać z tego co Negew ma do zaoferowania?
Dla nas Negew był celem samym w sobie. Od pewnego czasu zdecydowanie bardziej pociąga nas natura, cisza, spokój i pustkowia. A w pustyniach się po prostu zakochaliśmy. Zatłoczone miasta dość szybko nas męczą. Zresztą po pewnym czasie każde miasto zaczyna wyglądać podobnie. A natura? Ona nigdy nie przestaje zachwycać.
Na początek kilka podstawowych infomacji. Pustynia Negew zajmuje aż 40% powierzchni całego Izraela. Rozciąga się w południowej części kraju między granicami z Egiptem i Jordanią, u południowych krańców sięgając Morza Czerwonego. Słynie z tego, że znajduje się tu największy na świecie krater krasowy, który tak naprawdę wcale kraterem nie jest, ale o tym za chwilę.
A co do zaoferowania ma Negew?
Przede wszystkim mnóstwo szlaków pieszych w dolinach, kanionach czy makteszach. Niestety biorąc pod uwagę, że jesteśmy tu w samym środku lipca pogoda raczej dłuższym trekkingom nie sprzyja. Jest gorąco. Temparatury przekraczają 40°C w cieniu, a na pustyni praktycznie cały czas idzie się w słońcu. Warunki trekkingowe o tej porze roku nie są sprzyjające. Chcąc robić trekking zdecydowanie lepiej wybrać się tu zimą lub wiosną. Ale Negew można też bardzo dokładnie poznać mając do dyspozycji własny środek transportu.

Wystarczy odjechać kilka kilometrów od Eilatu, a momentalnie zostajemy otoczeni przez pustynię.

Słońce i pustynny gorąc szybko dają nam się we znaki :)
Izraelski Kanion Antylopy
Pierwszym naszym przystankiem na pustyni jest Czerwony Kanion, oddalony zaledwie o 30km na północ od Eilatu. Pochodzi z tej samej rodziny co słynny Kanion Antylopy w USA. Powstawał przez wymywanie piaskowca przez powodzie błyskawiczne (tzw. flash flood). Sam kanion jest króciótki, ma jakieś 200 metrów, ale zdecydowanie warto go zobaczyć.

Malutki, króciutki, jednak na nas zrobił naprawdę niezłe wrażenie. Tym bardziej, że w Arizonie jeszcze nie byliśmy

Dnem kanionu wiedzie nas zielony szlak

Szlak w kanionie jest jednokierunkowy, a to z uwagi na pojawiające się kilkukrotnie drabinki i poręcze

Taki właśnie widok zaserwuje nam kanion gdy wzniesiemy oczy ku górze

Kanion z nami, kanion bez nas. Mimo że ma tylko 200 metrów długości, na robienie zdjęć może zejść sporo czasu :)

Droga po horyzont, dookoła nikogo, przemierzamy pustynię kierując się do największego na świecie makteszu

Co jakiś czas mijamy znaki ostrzegające przed wielbłądami, które mogą pojawić się na drodze

A tak prezentują się pustkowia Negewu z lotu ptaka
Krater, który kraterem nie jest
Kolejne dni spędzamy eksplorując zakątki największego makteszu na świecie – Makteszu Ramon. Maktesz to coś w rodzaju krateru, z tą różnicą, że geneza jego powstania nie wiąże się z upadkiem meteorytu, a specyficznym rodzajem erozji ziemi. Na świecie jest siedem takich miejsc, z czego aż pięć w Izraelu, a pozostałe dwa w Egipcie na Półwyspie Synaj.
Maktesz Ramon jest prawdziwym gigantem, jego długość sięga 40km, szerokość dochodzi do 10km, a głębokość wynosi około 500m. Jest więc co eksplorować.
By obejrzeć maktesz z góry, w całej okazałości należy wybrać się na punkt obserwacyjny w miasteczku położonym przy krawędzi krateru – Mitzpe Ramon. Można również drogą 4×4 przejechać od Mizpe Ramon jego północną krawedzią. Po drodze jest kilka punktów widokowych, ale sama trasa nie należy do najłatwiejszych. Nieraz byliśmy pewni, że zaraz przytrzemy podwoziem o jakiś kamień. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Tym nie mniej jechaliśmy cały dzień i ze zjechaniem w dół makteszu ledwo się wyrobiliśmy przed zachodem słońca. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.

Siedząc na krawędzi makteszu można podziwiać jego niesamowity ogrom

A po drodze skały, kamienie i znów skały i znów kamienie. Ale momentami ciężko przejezdna droga zdecydowanie nie pozwala nam się nudzić

Nikt nie mówił, że droga będzie lekka, łatwa i przyjemna

Chwilami naprawdę nie wiedzieliśmy czy damy radę

Po całym dniu jazdy w upale, wreszcie jest! Upragniony zjazd w dół makteszu

Uff udało się, zjechaliśmy na dół. Końca makteszu jednak nie widać

Okazuje się nawet, że nie jesteśmy całkiem sami
Noc w Makteszu
Zaczęło się ściemniać, a do głównej drogi było jeszcze bardzo daleko. Postanowiliśmy zatem, że na noc zostaniemy na jednym z “parkingów” u stóp Mt Ardon. W rzeczywistości parking nie był niczym innym jak poszerzeniem drogi, gdzie można było się zatrzymać nie blokując przejazdu. Dookoła nikogo. Gdzieś w oddali tylko maleńkie światełko, prawdopodobnie od kempingu. Otoczenie zupełnie niebywałe. Gdzie nie spojrzeć kamienie, bazaltowe stożki, wszystko w różowo-czerwonawej poświacie od zachodzącego słońca. Czuliśmy się jak na Marsie. Do tego przyjemnie chłodzący wiatr, który co dzień zrywa się na pustyni o tej samej porze, na godzinę, może dwie przed zachodem słońca. Ale to wszystko jeszcze było nic. Gdy zapadła noc, na bezchmurnym niebie pojawiły się miliony gwiazd, i bardzo wyraźnie widoczna droga mleczna. Zresztą zobaczcie sami.

Czuliśmy się jak na Marsie, wszystko w czerwonej poświacie, i żadnego żywego ducha w promieniu kilku albo i kilkunastu kilometrów

Taki spektakl zafundowało nam niebo. Widoki wynagrodziły nam cały trud związany z dotarciem do tego kosmicznego miejsca
Na samym dnie
Słońce nie pozwala nam zbyt długo spać, dlatego z samego rana rozpoczynamy objazd dna makteszu. Wygląda na to, że jesteśmy tu całkiem sami, podczas całego dnia spotykamy tylko jeden samochód. A widoki są niezwykłe i zaskakująco różnorodne. Gdzieniegdzie czarne bazaltowe stożki, to znowu jakieś pomarańczowe ciekawie wyrzeźbione kaniony, jeszcze gdzie indziej żywo porośnięte dno okresowej rzeki. Miejscami ścieżka którą jedziemy przyjmuje intensywny pomarańczowy kolor.

Marsjańskich widoków ciąg dalszy

Czy aby na pewno jesteśmy na Ziemii?

Mam wątpliwości

Wybraliśmy drogę wiodącą wyschniętym korytem okresowej rzeki

Intensywnie ceglasta droga przypomina nam nieco drogi które mieliśmy okazje widzieć w Afryce

Walkie-talkie! Idealnie sprawdzają się w podróży. W końcu dobra komunikacja to podstawa

Różnorodność formacji skalnych, które można tu odnaleźć jest nie do opisania

W makteszu drzewa napotykamy nie częściej niż co godzinę. Każda akacja jest zaznaczona na mapie, więc stanowią one całkiem niezłe punkty orientacyjne.

Po dwóch dniach jazdy tylko po bezdrożach asfalt wydaje się być niezłym rarytasem
Oprócz Makteszu Ramon odwiedziliśmy jeszcze dwa inne maktesze – Maktesz Gadol (The Great Crater) oraz najmniejszy ze wszystkich Maktesz Katan (The Small Crater). Maktesz Gadol dostarczył nam niemało emocji, bo właśnie tam zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy śledzeni. Filmik z miejsca „zdarzenia” możecie obejrzeć TUTAJ. Najmniejszy z makteszy mieliśmy okazję oglądać jedynie z góry, ponieważ na dnie nie ma żadnej przejezdnej dla samochodu drogi, są natomiast szlaki trekkingowe.

Maktesz Gadol widziany z krawędzi

A to my na krawędzi! Jackowi spuchła głowa od tego gorąca :)

Czas do zachodu słońca wykorzystujemy na eksplorowanie zakątków Makteszu Gadol

Kolejna akacja na naszej drodze!

Pora na odwrót, droga dalej słabo przejezdna, a za chwilę zapadnie zmrok

A to właśnie śledzący nas obiekt. Z dołu wyglądał na dość mały. Tymczasem nazajutrz okazało się…

…że to prawdziwy gigant. Do tej pory zastanawiamy się dlaczego za nami latał. Czy to przez wzgląd na znajdującą się w pobliżu bazę nuklearną? Czy może przez naszego drona, którego nie omieszkaliśmy wykorzystać nad makteszami?

W drodze do najmniejszego makteszu mijamy bazę wojskową

A oto on – Maktesz Katan. Ostatni z odwiedzonych przez nas makteszy
Kaniony
W drodze pomiędzy makteszami postanowiliśmy zajrzeć do Parku Narodowego Ein Avdat. Jest on niczym innym jak kanionem po dnie którego płynie strumyk. Jednak jego ogrom, potężne i wysokie ściany z białego kamienia i latające nad głową sępy robią niezłe wrażenie. Niestety po drodze mijaliśmy tylko wycieczkę za wycieczką rozwrzeszczanych, puszczających głośno muzykę nastolatków, nie do końca więc byliśmy w stanie nacieszyć się tym co nas otaczało.

Mieliśmy wątpliwości czy zastaniemy jakąkolwiek wodę w strumieniu. Niewiele bo niewiele, ale jednak coś zostało.

Nad głową sępy. Naliczyliśmy kilkanaście.

Trochę się naczekaliśmy, by uchwycić kanion bez gromady ludzi

Dominika dla skali. Ściany kanionu są naprawdę wysokie

Dalsza część szlaku prowadzi nad strumieniem

Dochodzimy do oazy. Tu dwukierunkowy szlak się kończy. Dalsza część jest jednokierunkowa

Koziorożec! Będąc w Mitzpe Ramon albo właśnie w Parku Ein Avdat nie sposób go nie spotkać
W odległości paru kilometrów znajduje się również drugie źródełko – Ein Akev, polecone nam jako nawet ciekawsze niż Ein Avdat i podobno to świetne miejsce na kąpiel. Niewątpliwą zaletą tego miejsca jest to, że nie ma tam wielu ludzi, jeśli w ogóle ktokolwiek jest. Po całym dniu spędzonym w skwarze pustyni byliśmy strasznie napaleni na orzeźwiającą kąpiel przy źródle. Nieco się jednak rozczarowaliśmy, gdy okazało się, że zamiast krystalicznie czystej wody jest zielona woda niczym w zakwitniętym jeziorze, a sadzawka ma rozmiary większej kałuży. Na szczęście widoki po drodze do źródła wynagrodziły nam ten zawód. Pustynia najbardziej efektownie wygląda, gdy słońce zaczyna chylić się ku zachodowi. Wtedy, dzięki grze cieni wszystko staje się bardziej trójwymiarowe.

Ein Akev, czyli większa kałuża. Trochę byliśmy rozczarowani. Nie powstrzymało nas to jednak przed kąpielą

Dla widoków mijanych po drodze warto było tu przyjechać

Najbardziej lubimy pustynię o zachodzie słońca

Przy wjeździe do Parku Ein Avdat są stoliki przy których można na przykład skonsumować kolację. Nikt inny nie korzystał, mieliśmy całe to miejsce dla siebie :)
Informacje praktyczne
Czerwony Kanion
Do miejsca w którym rozpoczynają się szlaki zdecydowanie najprościej dotrzeć samochodem. Można też próbować na stopa, jednak trzeba się liczyć z tym, że nie jeździ tam zbyt wiele samochodów. Jeśli macie jakieś doświadczenia w dotarciu na miejsce transportem publicznym to dajcie znać w komentarzach.
Jest kilka tras obejmujących przejście kanionem. Przejście najkrótszej trasy zajmuje około godzinę i rozpoczyna się zielonym szlakiem . Wiedzie on od parkingu, na początku korytem okresowej rzeki, aż do końca Czerwonego Kanionu. Trasa wiodąca przez sam kanion jest jednokierunkowa. Jeśli po przejściu kanionu chcemy wrócić do punktu początkowego, należy odbić w prawo na czarny szlak, który wiedzie nad kanionem a następnie doprowadza nas do zielonego szlaku, którym możemy wrócić na parking.
TUTAJ znajdziecie mapkę prezentującą poszczególne trasy.
Maktesze
Jeśli zdecydujecie się na samodzielne zwiedzanie makteszy koniecznie zaopatrzcie się w mapę. By zdobyć bezpłatną mapkę Makteszu Ramon należy udać się do centrum dla zwiedzających w Mitzpe Ramon.
Mapkę Makteszu Ramon w dużej rozdzielczości znajdziesz TUTAJ.
Jeśli nie zdecydujesz się na trekking maktesze najlepiej zwiedzać samochodem 4×4. Czasem nawet z napędem na cztery koła ciężko pokonać niektóre fragmenty. Na terenie makteszu znajduje się kilka kempingów, więc można zaplanować zwiedzanie na więcej niż jeden dzień bez konieczności wyjeżdżania z makteszu .
Ein Avdat
Jest to Park Narodowy, dlatego tak jak do pozostałych Parków Narodowych obowiązuje opłata 29NIS za osobę. Szlak prowadzący do źródła i dalsza jego część nad strumieniem aż do oazy są dwukierunkowe. Dalej zaczyna się jednokierunkowe podejście na krawędź kanionu. Przejście trasy okrężnej szlakiem dwukierunkowym zajmuje 40 minut do godziny.
Mapkę Parku Narodowego Ein Avdat znajdziecie TUTAJ.
Mapkę całej Pustyni Negew znajdziecie TUTAJ, lub w podziale na dwie części – PÓŁNOC i POŁUDNIE.
Ale ciekawie wszystko opisujecie.A zdjęcia są rewelacyjne.Żwyczyny Wam dobrej i bezpiecznej dalszej podróży.
Dziękujemy! :)
Piekne zdjecia no i przepiekna podroz.
Powodzenia i dobrej kontynuacji.
Dziękujemy!
We wtorek wylatuje do izraela, będę zjeżdżał rowerem……..Informację i odnośniki map super. Dziękuję.
Miło nam, że materiały się przydały. Powodzenia w wyprawie! Izrael rowerem brzmi fantastycznie.
Czy choć niektóre z tych miejsc są dostępne dla wózka inwalidzkiego? Czy dam radę na dnie kanionu? Jak oceniacie dostępność tych miejsc?
Czerwony kanion zdecydowanie nie – nie dość, że piach to jeszcze są drabinki. Mitzpe Ramon można obejrzeć z góry, z punktu widokowego. Jest parking, chodniki – wózek nie powinien stanowić problemu. W pozostałīch miejscach, cóż… to pustynia. Trudno nam ocenić „zdolności terenowe” wózka inwalidzkiego. Może gdyby miał opony od fat-bike’a? Wtedy powinno być łatwiej. Nawet z samochodu jest co podziwiać. Szczególnie jeśli dysponuje się 4×4, choć nie jest to konieczne. Polecamy odwiedziny pomimo, że pewnie nie jest to najbardziej przyjazne inwalidom miejsce. Pozdrawiamy serdecznie!
Niezły kanion Antylopy ;) serio. My byliśmy w tym oryginalnym i powiem tak: zamiast podziwiać ten cud natury ciągle się zastanawiasz jak ten tłum się zmieścił w takim ciasnym miejscu. Ten Wasz wygląda baardzo zachęcająco