Trawers Pustyni Judzkiej
Naszym pierwszym wypadem poza izraelskie miasta była Pustynia Judzka. I był to strzał w dziesiątkę. Nie jest tak znana jak pustynia Negew. Nie odwiedza jej tyle osób. Ale dla nas stała się na tyle magiczna, że spędziliśmy tam kilka dni. Mogłoby się wydawać, że każda pustynia wygląda tak samo. Nic bardziej mylnego. Pustynia Judzka nie jest tak skalista jak Negew, właściwie przypomina zmumifikowane wydmy porośnięte pożółkłą pustynną trawą.
Pustynia Judzka leży na terytorium Izraela i Zachodniego Brzegu, rozciągając się między Jerozolimą i Morzem Martwym. Jej łagodne wzgórza poprzecinane są licznymi skalistymi kanionami. Tu pierwszy raz poczuliśmy to czym tak bardzo ujmuje nas każda pustynia – wszechobecną ciszę. Ciszę, która jest wręcz przejmująca. Można usłyszeć to czego na co dzień zupełnie nie zauważamy – własny oddech, bicie własnego serca. Niesamowite.

Zjeżdżamy z głównej drogi wiodącej nad Morze Martwe, przemierzamy kilka kilometrów i po chwili robimy pierwszy przystanek.

Jak to możliwe? Pięć minut temu byliśmy na ruchliwej autostradzie.

Tymczasem przed nami jak okiem sięgnąć pustynia. Jest dopiero 9, a słońce już pali niemiłosiernie.

Wydmy ciągną się po horyzont. I ta przejmująca cisza.

Gdzieś w oddali majaczy samotny wielbłąd

Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się po raz kolejny. Wchodzimy na małe wzgórze, zza którego wyłania się Wadi Qelt – pokaźnych rozmiarów kanion.

Z lotu ptaka też robi wrażenie!

Zdjęcie z kanionem musi być :)

W oddali, na jednej ze ścian kanionu można dostrzec klasztor. Musimy podjechać bliżej
Wadi Qelt
Wadi Qelt to dolina ciągnąca się od okolic Jerozolimy aż do Jerycha. W części nieopodal Jerycha przyjmuje postać głębokiego kanionu o stromych zboczach. Na jednym z tych stromych zoboczy znajduje się klasztor świętego Jerzego. Już od IV wieku w tutejszych grotach osiedlali się mnisi i pustelnicy.
Klasztor można zobaczyć wewnątrz, ale chcąc to zrobić trzeba pamiętać o odpowiednim ubraniu – w przypadku mężczyzn długie spodnie, a kobiety długie spódnice lub sukienki.

By dostać się do klasztoru trzeba przejść na drugą stronę kanionu

Beduini przez pół drogi podążają za nami usilnie proponując nam przejażdżkę na osiołku. Ciężko im zrozumieć, że ktoś może chcieć się przejść na własnych nogach

Na dnie kanionu, dochodzimy do niewielkiej oazy. Stąd jeszcze tylko kilka minut podejścia

I znajdujemy się w klasztorze. Obecny budynek klasztoru pochodzi z końca XIX wieku
Góra Kuszenia
Kolejny klasztor, tuż obok Jerycha. Nieco zeszpecony zbudowaną tuż obok stacją kolejki linowej. Mimo, że dojście na górę zajmuje nie więcej niż dwadzieścia minut. To tutaj Jezus miał pościć przez 40 dni i 40 nocy i być kuszonym przez diabła. Sam klasztor jest częściowo wykuty w skale. Niesamowite wrażenie robią komnaty, których ściany w połowie stanowi goła skała. Nie wszędzie jednak można robić zdjęcia.

Rozpoczynamy spacer pod górę. Po drodze nie spotykamy zupełnie nikogo. Wszyscy postanowili wjechać na szczyt kolejką linową

Klasztor jest niesamowicie wkomponowany w skałę. Nie wszędzie da się nawet zauważyć gdzie przebiega granica między skałą znajdującą się tu od wieków a dobudowanymi pomieszczeniami

W skale wykute zostały groty stanowiące teraz pomieszczenia klasztorne
Nieudana próba
Chcieliśmy przejechać Pustynię Judzką z północy na południe. Na mapach Google udało mi się znaleźć drogę, którą moglibyśmy tego dokonać. Po wizycie w Wadi Qelt i na Górze Kuszenia skierowaliśmy się na wyznaczoną trasę. Od głównej drogi prowadzącej z Jerozolimy nad Morze Martwe odbiliśmy w wąską, zupełnie pustą asfaltową dróżkę. W mgnieniu oka otoczyły nas wydmy. Jechaliśmy dłuższą chwilę, po drodze co chwila zatrzymując się na zdjęcia. W pewnym momencie dojechaliśmy do miejsca, w którym asfalt się skończył. Naszym oczom ukazała się nierówna, nieco kamienista dróżka, niknąca gdzieś miedzy wydmami widocznymi w oddali. Wyglądała na niezbyt uczęszczaną. Spojrzeliśmy na zegarki. Była 16. Dobrze wiedzieliśmy, że do zachodu słońca mamy nie więcej niż trzy godziny. Wskaźnik paliwa przekroczył właśnie pozycję 1/4 i nieubłaganie chylił się ku czerwonej kresce. Zrezygnowaliśmy. Ale nie poddaliśmy się. Postanowiliśmy, że wrócimy tu jeszcze, by dokończyć zaplanowaną przeprawę.

Tuż po zjechaniu z drogi głównej ponownie naszym oczom ukazują się pustynne widoki

Po drodze mijamy meczet Nabi Musa. Według wierzeń muzułmanów znajduje się tu grób Mojżesza

Obok meczetu, na okolicznych wydmach rozpościera się spory muzułmański cmentarz

Meczetu pilnuje przywiązany do palmy wielbłąd

Przystojniaczek ;)

Ruszamy dalej. Droga prosta jak z bicza strzelił. Nie mija nas nawet żaden samochód. Tylko my i pustynia

I wielbłądy oczywiście. Jest ich tu naprawdę dużo. Co chwila pojawiają się gdzieś na horyzoncie

Czasem wielkimi stadami podążają w tylko im znanym kierunku

W obliczu ogromu pustyni czujemy się małą nic nieznaczącą kropką. Przed nami niekończąca się przestrzeń

Krótki przystanek. Narada. Tym razem dajemy za wygraną. Zawracamy

Wracając spotykamy szalejących na okolicznych wydmach motokrosowców

Teraz już wiemy skąd te wyjeżdżone ślady na wydmach!
Offroad przez pustynię
Po około trzech tygodniach i zdobyciu większej ilości doświadczenia w jeździe offroadowej na Pustyni Negew, postanowiliśmy dokończyć nasz trawers Pustyni Judzkiej. Tym razem zaczęliśmy od spędzenia nocy pośród wydm, by z samego rana wyruszyć na szlak. Jechaliśmy prawie cały dzień, mimo że do pokonania było niewiele ponad 20km. To był dzień pełen wrażeń. Po drodze nie spotkaliśmy żywej duszy. No może prócz wielbłądów, które raz na jakiś czas pojawiały się na horyzoncie. Niesamowite widoki, szczególnie z góry, niekończąca się przestrzeń, a w dole wijące się koryta okresowych rzek. Droga zdecydowanie nie nadawała się dla samochodów innych niż 4×4. Momentami musieliśmy się naprawdę sporo natrudzić by nasza Toyotka bez szwanku pokonała czyhające na nas przeszkody. Wielokrotnie musieliśmy usypywać z kamieni specjalne ścieżki, żeby samochód mógł zjechać po stromych, kamienistych zboczach.
Ale właśnie dlatego był to jeden z tych dni, które na pewno długo zapadną w naszej pamięci. Pojechaliśmy w nieznane. Po drodze kilka razy wydawało się, że nie damy rady. A jednak – udało się dokończyć przeprawę.

Wygląda znajomo? Nadszedł czas na kolejną próbę pokonania Judzkiej

Słońce chyli się ku zachodowi, czas więc znaleźć miejsce na nocleg

Z samego rana, z nowi siłami ruszamy przed siebie

Od samego początku możemy liczyć na towarzystwo wielbłądów

Spójrzcie na tę poczciwą mordkę :)

Nie do końca wiemy z czego to wynika, ale zaczęliśmy darzyć wielbłądy niebywałą sympatią.

Czyż one nie są pocieszne?

Przemierzają pustynię, mimo palącego słońca. Ich ruchy są niebywale ospałe, ale jednocześnie dostojne

Starczy o wielbłądach. Przejdźmy do konkretów. Asfalt się skończył. Jedziemy bezdrożami przez zupełne pustkowia

Przed nami długa droga. Ale w porównaniu do offroadów na Negewie mamy naprawdę niezłą średnią prędkość

Hmm, to chyba nie wielbłądy? Nie spodziewaliśmy się spotkać tu innych zwierząt

Znajdą się też jakieś ptaszki

Chyba za wcześnie pomyślałam, że droga będzie taka równa i przyjemna, bez żadnych przeszkód. Nadal się nie nauczyłam, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca

Na tę górę udało nam się wjechać dopiero za trzecim razem. Było naprawdę stromo, niestety zdjęcie zupełnie tego nie oddaje. Ale możecie sobie spróbować wyobrazić :)

I znów wielbłądy na horyzoncie

Nieco mnie przeraziło to co zobaczyłam za kolejnym wzniesieniem. Z wrażenia aż wysiadłam z samochodu. Każdy cięższy odcinek najpierw przemierzaliśmy na własnych nogach, starając się wybrać najbardziej optymalną trasę dla Toyotki :)

Nie wygląda to najlepiej…

Nie poddajemy się jednak. Tu już połowa drogi. Tym razem musi się udać

Dotarliśmy na wzgórze. Gdzie nie spojrzeć panoramiczne widoki. Czas ma krótką przerwę!

Cali w skowronkach, jeszcze nie wiemy co nas dalej czeka

Rozkoszujemy się widokami i tą niesamowitą przestrzenią!

A przed nami tylko niekończąca się pustynia

Która droga nasza?

Może ta?

Ten mały punkcik na drodze to my! Pośród wydm, gdzieś w samym sercu naszej ulubionej Pustyni Judzkiej

Zmierzamy przed siebie, wciąż nie wiedząc gdzie jest koniec

Mimo, że drodze daleko było do ideału nasz samochód spisywał się wyśmienicie

Zasypywanie uskoków skalnych mniejszymi kamieniami zajęło nam dobre 20 minut, ale opłaciło się. Dzięki temu zjechaliśmy bezpiecznie

To jedyne drzewo jakie spotkaliśmy po drodze :)

Droga powoli się wypłaszcza, znikają kamienie i skalne uskoki. Nasz trawers dobiega końca.

Czyje zdjęcie mogło znaleźć się na końcu? Oczywiście jednego z towarzyszy naszej przeprawy!
Niesamowite zdjęcia! I niesamowita odwaga, żeby jechać bez asfaltu na azymut!
Podziwiamy!
Dzięki! :) Wbrew pozorom, nawigacja nie była aż taka trudna
Super. Dopiero co z mężem wróciliśmy z podróży poślubnej z Izraela. Dziękujemy Wam za zdjęcia, opisy i filmy. Miło znów tam się przenieść
Bardzo nam miło! Życzymy wszystkiego dobrego na nowej drodze życia no i oczywiście wielu wspaniałych podróży! :)
Dzięki za konkretne info.